Milenka i Clay. 24 i 25 09 05 - dzien zaczepki czyli.
Tym razem nie będę sie rozpisywała na tematy - wszyscy (a przynajmniej ci, którzy powinni) wiedzą, że dzień w Krakowie był specjalny dosć i bez konsekwencji się nie obyło....oj nie....
Które to zresztą konsekwencje sie ciągną do tej pory- i nic , jak na razie, nie wskazuje na to, ażeby się przestały ciągć.
No ale zobaczymy jak będzie.
Jak już będą wyniki pewniki, to zreportuje.
Ale fakt jest taki, że rzeczywiscie jakis dziwny to był dzień i specjalny. Trudno zaprzeczyć.
Taki dzień 'zaczepki' był to, jak my to z Hanią D. nazywamy, takie dziwne dni - niby takie jak inne, niby wszystko zwyczajne - a jednak inne niż inne. Takie dni w których haczyk się nagle rozplątuje i stwarza zaczepkę. A do zaczepki się cos zaczepia - no i się w konsekwencji swej dalej ciągnie. I podstępnie sie wydarzenia generują. Bez opamiętania.
Powklejam tu zatem kilka zdjęć z dnia 'zaczepki' (chyba czas ładniejszą nazwę na tego typu dni wymysleć, bo ta 'zaczepka' to mi się jakos brzydko kojarzy i tak jakos nieapetycznie brzmi, oraz nieponaszemu, a to nie zwsze są złe albo niemiłe dni - o czym wiemy, he he - możemy nawet konkurs rozpisać, jak zwykle - na nową nazwę konkurs byłbyto) - i pozostawie je bez opowiesci, bo - po pierwsze - jestem chora na wora, więc moje dzisiejsze opowiesci byłyby pewnie dziwnej tresci - a po drugie - wydarzenia wydarzone w dniu zaczepki mówią na ogół same za siebie, i komentsów nijakich nie lubieją...

Dzień Zaczepki rozpoczął się niewinnie w pociągu relacji Warszawa - Kraków, dnia 23. 09.05, o godzinie popołudniowej, kiedy to wyruszyłysmy (ja i Nati) w podróż, mającą na celu asystowanie Milence w jej ostatnich momentach wolno- panieństwa (jak zwał tak zwał, he he).

Na miejscu odstawiwszy uprzednio Milenkę do jej apartamentu w Grand Houtelu, - czem prędzej się na browara udalismy, gdyż już nas trochę jakgdyby ciągło, po tym pociągu w sensie, a konkretnie - po Warsie. Mil zas na kolacje rodzinną się udać musiała.
Wieczorku nie opiszę, bo zaczepka się wkurzy. I jeszcze cos zaczepi znowu.
Ale miło było. I wesoło.
Mil się po kolacji rodzinnej objawiła i wraz z resztą grupy, która pociągiem dojechała wieczornym - wieczór panieński uskuteczniłysmy (lismy) jak należy.
Zdjęć nie mam gdyż nie mam.
Rękę tylko podrapaną miałam jak ciągłam Natalię, kiedy się od swiętosci (takiej jak moja) oddalała.
To tyle.

Fotek z uroczystosci zaslubinowej też nie mam niestety, ale fakty są takie, że po wieczorku nie dosć, ze najpierw zaspałysmy, to jeszcze na dodatek pomyliłysmy godzinę i przyszłysmy do kosciółka (chwiejnym krokiem na obczasach) o godzine wczesniej. Czyli, że do robienia zdjęć warunki były akurat niesprzyjające.
To jest częsc naszej silnej grupy, po toascie powitalnym: od lewej: Nati, Ania, Tomek, Przemek, Iwonka-:)

Nasza baza. Niezła. Na szczęscie Nati miała ze sobą Silimarol, który miał spore wzięcie wsród ogółu. Silimarol ma swoje osobne zdjęcie, ale gdzies mi je wcięło.

Po jakims czasie (niedługim) mury kulturowe oraz bariery językowe runęły - i przyjaźń Polsko - Amerykańska, jak również Polsko - Polska rodzić się zaczęła.
Generalnie, z czasu upływem coraz więcej przyjaźni dało sie zaobserwować naookoło...

...a to juz zrobione w drodze do Hotelu. Grand. Milenka i Clay.
Przyjaźnie zostały zawiązane, tylko siły jakos brak....szczerze mówiąc nawet nie pamietam, żebym robiła to zdjęcie, ale skoro jest - to znaczy, że zrobiłam....i mówi całkiem niemało....chyba raczej napewno.

a to już młodzi (ehg) o poranku......sniadanko.......a słonko grzało tego dnia! oj!
aaaah, cudnie grzało, i cudnie było! tak beztrosko! fajnie, kurcze.
Szkoda że się pokończyła, ta beztroska, ehhhh.....

...a to akurat zdjęcie uwielbiam, Milenka - bo tak ładnie mówi DAMY RADĘ, zawsze jak powątpiewam, to sobie patrzę na nie i myslę, kurcze - no - jak nie, jak tak - NO - DAMY RADĘ, przecież, no KURCZE!

o, a to zdjęcie Big Bo i Clay'a też lubię-:)
na pierwszym planie Dorotka.

o, a to zdjęcie - i co, nie mówi dużo Milenki facial expo 2005, co nie? - matko jakgdyby jakąs wróżką bela cze co????...sie narobiło, oj narobiło! ...Mil, Nati i Tomek.

..przepuscilismy kilka pociągów do domu, ale w końcu sie wtarabanilismy do jakiegos, prawie ostatniego.
Generalnie- co tu dużo mówić - się jak zwykle wtarabanilismy do Warsa, stymże grupowo tą razą.

...a to jest Big Bo - biedny, nawet mu Warszawy pokazać nie zdołałam, bo wirusem jakims czy inną chorobą dopadnięty został plus na ogólny galimatias ze względu....może jeszcze kiedys odrobimy, kto wie?
No i to na tyle by było, chyba......
zaczepka z tamtego wrzesnia dalej dziala, dla co poniektórych, o czym wiemy,
- i monci, monci dalej.
Będe reportować jak zmiany, a chyba będzie co. Się zobaczy.
Na razie ide spać gdyż jestem chora na wora.
Causy, panienki!-:)
Które to zresztą konsekwencje sie ciągną do tej pory- i nic , jak na razie, nie wskazuje na to, ażeby się przestały ciągć.
No ale zobaczymy jak będzie.
Jak już będą wyniki pewniki, to zreportuje.
Ale fakt jest taki, że rzeczywiscie jakis dziwny to był dzień i specjalny. Trudno zaprzeczyć.
Taki dzień 'zaczepki' był to, jak my to z Hanią D. nazywamy, takie dziwne dni - niby takie jak inne, niby wszystko zwyczajne - a jednak inne niż inne. Takie dni w których haczyk się nagle rozplątuje i stwarza zaczepkę. A do zaczepki się cos zaczepia - no i się w konsekwencji swej dalej ciągnie. I podstępnie sie wydarzenia generują. Bez opamiętania.
Powklejam tu zatem kilka zdjęć z dnia 'zaczepki' (chyba czas ładniejszą nazwę na tego typu dni wymysleć, bo ta 'zaczepka' to mi się jakos brzydko kojarzy i tak jakos nieapetycznie brzmi, oraz nieponaszemu, a to nie zwsze są złe albo niemiłe dni - o czym wiemy, he he - możemy nawet konkurs rozpisać, jak zwykle - na nową nazwę konkurs byłbyto) - i pozostawie je bez opowiesci, bo - po pierwsze - jestem chora na wora, więc moje dzisiejsze opowiesci byłyby pewnie dziwnej tresci - a po drugie - wydarzenia wydarzone w dniu zaczepki mówią na ogół same za siebie, i komentsów nijakich nie lubieją...

Dzień Zaczepki rozpoczął się niewinnie w pociągu relacji Warszawa - Kraków, dnia 23. 09.05, o godzinie popołudniowej, kiedy to wyruszyłysmy (ja i Nati) w podróż, mającą na celu asystowanie Milence w jej ostatnich momentach wolno- panieństwa (jak zwał tak zwał, he he).

Na miejscu odstawiwszy uprzednio Milenkę do jej apartamentu w Grand Houtelu, - czem prędzej się na browara udalismy, gdyż już nas trochę jakgdyby ciągło, po tym pociągu w sensie, a konkretnie - po Warsie. Mil zas na kolacje rodzinną się udać musiała.
Wieczorku nie opiszę, bo zaczepka się wkurzy. I jeszcze cos zaczepi znowu.
Ale miło było. I wesoło.
Mil się po kolacji rodzinnej objawiła i wraz z resztą grupy, która pociągiem dojechała wieczornym - wieczór panieński uskuteczniłysmy (lismy) jak należy.
Zdjęć nie mam gdyż nie mam.
Rękę tylko podrapaną miałam jak ciągłam Natalię, kiedy się od swiętosci (takiej jak moja) oddalała.
To tyle.

Fotek z uroczystosci zaslubinowej też nie mam niestety, ale fakty są takie, że po wieczorku nie dosć, ze najpierw zaspałysmy, to jeszcze na dodatek pomyliłysmy godzinę i przyszłysmy do kosciółka (chwiejnym krokiem na obczasach) o godzine wczesniej. Czyli, że do robienia zdjęć warunki były akurat niesprzyjające.
To jest częsc naszej silnej grupy, po toascie powitalnym: od lewej: Nati, Ania, Tomek, Przemek, Iwonka-:)

Nasza baza. Niezła. Na szczęscie Nati miała ze sobą Silimarol, który miał spore wzięcie wsród ogółu. Silimarol ma swoje osobne zdjęcie, ale gdzies mi je wcięło.

Po jakims czasie (niedługim) mury kulturowe oraz bariery językowe runęły - i przyjaźń Polsko - Amerykańska, jak również Polsko - Polska rodzić się zaczęła.
Generalnie, z czasu upływem coraz więcej przyjaźni dało sie zaobserwować naookoło...

...a to juz zrobione w drodze do Hotelu. Grand. Milenka i Clay.
Przyjaźnie zostały zawiązane, tylko siły jakos brak....szczerze mówiąc nawet nie pamietam, żebym robiła to zdjęcie, ale skoro jest - to znaczy, że zrobiłam....i mówi całkiem niemało....chyba raczej napewno.

a to już młodzi (ehg) o poranku......sniadanko.......a słonko grzało tego dnia! oj!
aaaah, cudnie grzało, i cudnie było! tak beztrosko! fajnie, kurcze.
Szkoda że się pokończyła, ta beztroska, ehhhh.....

...a to akurat zdjęcie uwielbiam, Milenka - bo tak ładnie mówi DAMY RADĘ, zawsze jak powątpiewam, to sobie patrzę na nie i myslę, kurcze - no - jak nie, jak tak - NO - DAMY RADĘ, przecież, no KURCZE!

o, a to zdjęcie Big Bo i Clay'a też lubię-:)
na pierwszym planie Dorotka.

o, a to zdjęcie - i co, nie mówi dużo Milenki facial expo 2005, co nie? - matko jakgdyby jakąs wróżką bela cze co????...sie narobiło, oj narobiło! ...Mil, Nati i Tomek.

..przepuscilismy kilka pociągów do domu, ale w końcu sie wtarabanilismy do jakiegos, prawie ostatniego.
Generalnie- co tu dużo mówić - się jak zwykle wtarabanilismy do Warsa, stymże grupowo tą razą.

...a to jest Big Bo - biedny, nawet mu Warszawy pokazać nie zdołałam, bo wirusem jakims czy inną chorobą dopadnięty został plus na ogólny galimatias ze względu....może jeszcze kiedys odrobimy, kto wie?
No i to na tyle by było, chyba......
zaczepka z tamtego wrzesnia dalej dziala, dla co poniektórych, o czym wiemy,
- i monci, monci dalej.
Będe reportować jak zmiany, a chyba będzie co. Się zobaczy.
Na razie ide spać gdyż jestem chora na wora.
Causy, panienki!-:)
1 Comments:
ojojojojoj! ładnie!
Post a Comment
<< Home